Świat w obiektywie subiektywnie postrzegany

niedziela, 18 października 2009

Rumunia: 12 sierpnia 2009

Rano opuściliśmy sympatyczne lokum i udaliśmy się w kierunku monastyru Putna. Budowla różni się nieco od typowych monastyrów Bukowiny. Na zewnątrz brakuje fresków, za to można tu odnaleźć motywy renesansowe. Klasztor sprawia wrażenie budowli warownej. Wewnątrz odbywało się nabożeństwo, więc zerknęłam tylko z progu, żeby nie przeszkadzać w modlitwie. Za to miałam okazję podziwiać przepiękny śpiew popów.


Dalej przemieściliśmy się do polskiej wioski Kaczycy, gdzie odwiedziliśmy kopalnię soli. Widać, że polscy górnicy z sentymentem wspominali Wieliczkę i próbowali stworzyć tutaj namiastkę rodzimej kopalni. Kilkadziesiąt metrów pod ziemią można podziwiać kaplice św. Barbary, salę balową i jezioro. Można też zagrać mecz footbolowy na boisku.
W jednej z kapliczek znajduje się krzyż wykuty w soli, który podobno został znaleziony przez górników podczas ich pracy w kopalni. Krzyż ten miał potem pomagać im w odszukiwaniu nowych złóż soli.

Kolejnym punktem programu był monastyr Arbore. Mam wrażenie, że jest on troszeczkę jakby zapomniany, na uboczu, ale również wart odwiedzenia. Specjalny klimat tego miejsca tworzą rozrzucone gdzieniegdzie wśród drzewek owocowych krzyże nagrobne.

Dalej udaliśmy się do monastyru Suczewita. I tutaj dopadła nas ulewa, która zdecydowanie zniechęciła nas do podziwiania fresków na zewnętrznych ścianach cerkwi, a trzeba przyznać, że jest co podziwiać. Wewnątrz trwała renowacja malowideł, więc miałam okazję poobserwować żmudną pracę młodych artystów.


Dalej udaliśmy się przez góry w stronę Moldowity. Szkoda, że całą drogę lało i mgła utrudniała podziwianie widoków, które w słoneczny dzień z pewnością są zachwycające.
Bukowina swoją malowniczością przypomina nieco nasze Bieszczady.


Mieliśmy nadzieję, że chociaż przy klasztorze przestanie padać i będziemy mogli normalnie pozwiedzać. Niestety chyba na górze rozerwał się jakiś worek z wodą i na przejaśnienie nie było żadnych nadziei.

Na nocleg zatrzymaliśmy się w wiosce w dolinie Issy, w typowym dla tego regionu gospodarstwie agroturystycznym. Byliśmy urzeczeni gościnnością gospodarzy, z którymi przy domowym winie i palince biesiadowaliśmy do późnych godzin nocnych, co nieco zdezorganizowało nasze dalsze plany :)))

Całe szczęście do zwiedzenia nie zostało nam już wiele - drewniane zabytki tego regionu, olbrzymi skansen no i oczywiście wesoły cmentarz Sapinta. Potem pożegnaliśmy gościnną Rumunię i ruszyliśmy w stronę Warszawy.

Brak komentarzy: